niedziela, 3 czerwca 2012

In vino veritas.

Nikotyna, etanol, tetrahydroknabinol, psylocybina… fizyczne łączniki między realnie namacalnym aspektem istnienia zamkniętym kilkoma metrami kwadratowymi skóry w skomplikowanej mieszaninie białek, tłuszczy i cukrów, a uświadomionym istnieniem żerującym na śmiertelnym worku skóry, kości, mięśni i łatwo psujących się podrobów, które współgrając ze sobą za wszelka cenę starają się oddalić moment ostatecznego oderwania od obrzydłej egzystencji w obrębie niezniszczalnych ram biotopu.

Most między dotykalną rzeczywistością smagającą, niczym bat świszczący ponad głową  niewolnika, nasze marne i nic nieznaczące ego, a "Najświętszym Z Najświętszych" Świątyni naszego wewnętrznego uniwersum, w którym koronowani na jedynych zbawców własnego ja, dla zabawy zasiadamy czasem mieszając sacrum najistotniejszego aspektu naszego bytu z mirażami halucynajcji tworzonymi dla chwili odprężenia i ucieczki od elektrycznego krzesła codzienności.

Pomieszanie sfer zakorzeniane wraz z kolejnymi pokoleniami w tradycji naszej kultury zmienia nasze osobiste zrozumienie dla otoczenia we wbijaną codzień do głów wizją nierealnego obrazu rzeczywistości promowanej wbrew naszej nieuświadomionej woli przez nas samych.

Babilon.

Paradoksem świadomego samoograniczania w paranoiczym pędzie wbrew naturalnemu nurtowi dopełnienia rzeczywistości zamykamy się z własnej wyłącznie woli w klatkachi jej atrofii wołając z całych sił godnego superbohaterów jestestwa o pomoc w uwolnieniu od swoich słabości wyimaginowanych na potrzeby porzucenia odpowiedzialności za autokreację, oddając w ten sposób władzę nad naszymi duszami istotom atawistycznie odrzucającym wyższe funkcje życiowe na rzecz czysto cielesnego: "mieć", "rządzić", "żreć", "pierdolić" i "mordować".
Zrzucamy odpowiedzialnośc na twory autokreacyjnie ewoluujące do najniższych poziomów instyktów, z których barier sami za wszelką cenę staramy się wzywolić w drodze do Absolutu.

Do kogo masz pretensje o swój wszechobecny eskapizm?